Maska z ekstraktem z banana to kolejny produkt z mojej półki, o którym chciałabym napisać. Maski firmy Kallos są dosyć popularne w naszym włosomaniaczkowym świecie. Jestem przekonana, że każda prawdziwa włosomaniaczka chociaż raz wypróbowała którąś maskę z Kallosa. Dziś przyszedł czas na recenzję maski bananowej. Ciekawa jestem czy będziecie miały podobne opinie. Chciałabym zaznaczyć, że moje włosy są wysoko porowate i na pewno moje produkty będą się sprawdzały trochę inaczej, jak w przypadku dziewczyn włosów niskoporowatych.
OD PRODUCENTA
Standardowo wzmianka, co obiecuje producent, czyli standardowy opis na opakowaniu:
"Jest to maska wzmacniająca włosy, maska z kompleksem multiwitamin. Aktywne składniki w postaci witamin: A, B1, B2, B3, B5, B6, C, E, oleju oliwkowego i ekstraktu z banana- dają natychmiastowe nawilżenie, energię i witalność włosom. Maska także tworzy na włosach warstwę ochronną i w ten sposób powoduje większą odporność fryzury zarówno na działanie gorącego powietrza z suszarki, jak i chroni przed warunkami pogodowymi. Wyczarowuje połysk, jedwabistość i miękkość w dotyku suchym, słabym i wyblakłym włosom.
Stosowanie: po umyciu na wysuszone ręcznikiem włosy. Po 5 minutach spłukać".
PRODUKT
Maska ma niesamowitą wydajność i przestępną cenę, ponieważ za litr (1000 ml) płacimy ok 10/11 zł. Na zdjęciu poniżej przedstawiona jest ilość produktu, którego użyłam przez 3 miesiące. Dodatkowo ten piękny bananowy zapach powoduje, że mam ochotę ciągle ją wąchać. Opakowanie jest solidne i nie sądzę, że nawet po upadku mogłoby się złamać. Aczkolwiek nie ryzykowałabym spuszczeniem z 1 piętra. Ale my nie mamy nim rzucać, tylko używać na włosy. Produkt nie powoduje uszkodzeń włosa, wiec rzucenie potrzebne nie będzie. Konsystencja jest dosyć rzadka, ale nie spływa z włosów, więc jak najbardziej mi odpowiada.
DZIAŁANIE
Na moich włosach nie działa cudów i nie będzie moim numerem jeden. Na moje wysoko-porowate włosy jest po prostu zbyt słaba. One potrzebują porządnego wygładzenia i dociążenia. Odżywki używam przede wszystkim do metody OMO, którą utożsamiam z pierwszą literką O. Jej dobry skład nie szkodzi na włosy, może nawet w minimalnym stopniu poprawia ich wygląd (gdy użyję sporą ilość). Do tego piękny zapach, który na włosach utrzymuje się dość długo sprawia, że zawsze będę miała ochotę ją nakładać.
Co zauważyłam? Któregoś wieczoru, kiedy nie chciało mi się już myć włosów, nałożyłam tę maskę na całą długość włosów, zawinęłam w koczek ślimaczek i poszłam spać. Następnego dnia, rano trochę się przestraszyłam! Włosy wyglądały jakby nie były myte 4 miesiące. Maska po prostu zaschła tworząc strąki. Próbowałam zmyć, ale szło bardzo ciężko. Po zmyciu i naturalnym wyschnięciu na włosach zrobił się puch. To mnie nauczyło, że tej maski nie należy stosować dłużej niż zalecił producent, 5 minut to 5 minut. Dlaczego w takim razie jest nazwana maską zamiast odżywką? Maski ze względu na swój bogaty skład powinno się trzymać na włosach dłużej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz